Sędziowie nie oszczędzali Lecha w pierwszej połowie
Kontrowersyjny rzut karny Alexa Douglasa to ledwie wierzchołek góry lodowej lawiny wydarzeń, jakie miały miejsce w środowym meczu Lecha Poznań z Rakowem Częstochowa. Już w pierwszej połowie decyzje Szymona Marciniaka testowały cierpliwość kibiców Kolejorza. W 15. minucie sędzia z Płocka podgrzał atmosferę dyktując rzut wolny po tym, gdy jego zdaniem Joel Pereira umyślnie zagrał piłkę nogą do Bartosza Mrozka, który złapał ją w rękawice.Ivi Lopez ostatecznie przestrzelił ze stałego fragmentu fry, ale Bartosz Mrozek, zapytany o tę sytuację nie omieszkał rzucić kąśliwej uwagi w wywiadzie podczas przerwy, twierdząc, żeby "nie robić sobie jaj" dyktując za to rzut wolny. Jego zdaniem Joel Pereira po prostu niefrasobliwie odbił piłkę zewnętrzną częścią stopy, co zdaniem bramkarza ewidentnie nie wskazywało na podanie, szczególnie znając technikę tego świetnego piłkarza.
Lech nie miał też szczęścia pod bramką przeciwników. Sędziowie "zabrali" przyjezdnym w sumie dwa gole zanim ci finalnie trafili do siatki. W obu tych sytuacjach piłkarze Lecha Poznań byli na spalonych. Szymon Marciniak w rozmowie z dziennikarzem portalu "Interia Sport" - Przemysławem Langierem - wyjaśnił, co stało za tym, by odgwizdać spalonego Timothy'ego Oumy.
- To jest abecadło - był fizyczny kontakt między nim, a Trelowskim. Nie może być większego wpływu na interwencję bramkarza, niż kiedy go dotykasz. To czarno-biała sytuacja, zupełnie nieinterpretacyjna. O interpretacji można by mówić, gdyby Ouma stał obok bramkarza, ale go nie dotknął - wtedy trzeba się zastanowić, czy mu przeszkodził, czy nie. Z wszystkich sytuacji ta była najprostsza do oceny - stwierdził sędzia z Płocka.
Marciniak tłumaczy się po kontrowersyjnym karnym. "Przekonywał mnie, że on go nie widział"
Emocje sięgnęły zenitu po przerwie. Po 10 minutach boisko musiał opuścić Luis Palma. Pomocnik Lecha Poznań dopuścił się brutalnego przewinienia na Zoranie Arseniciu, przez które jak się okazało... złamał stoperowi kość strzałkową! Honduranin bardzo żałował swojego zagrania po meczu i wyraził skruchę przepraszając za ten faul w mediach społecznościowych. Więcej o tej sprawie pisaliśmy TUTAJ. Przewinienie pomocnika było ewidentne, a powtórka tylko potwierdziła, że sędzia miał słuszność karząc zawodnika Lecha Poznań.O wiele więcej skrajnych emocji wśród fanów Kolejorza wywołała decyzja głównego arbitra o podytkowaniu rzutu karnego po rzekomym faulu Alexa Douglasa. Zawodnik w 67. minucie zdaniem Szymona Marciniaka ewidentnie sfaulował w polu karnym Marko Bulata z czym nie zgodziła się zdecydowana większość kibiców Lecha, ostro krytykując go za ten werdykt. To właśnie po rzucie karnym z tej sytuacji Raków wyrównał stan gry na 2:2 i wyrwał Kolejorzowi dwa punkty.
W rozmowie z Przemysławem Langierem dla "Interii Sport" Marciniak wytłumaczył się z tej decyzji..
- Douglas widział piłkę i chciał ją wybić, ale nie zauważył zawodnika Rakowa, który był sprytniejszy. Piłkarz w czerwonej koszulce wyskakuje, zagrywa sobie piłkę i jest lewym kolanem Douglasa trącony w swoje kolano, po czym upada. To naprawdę prosta sytuacja do oceny, zwłaszcza, że to była jedyna para wokół piłki, więc byłem skupiony tylko na niej - przedstawiał sytuację płocki arbiter.
Kluczowym argumentem, który przedstawił Szymon Marciniak w trakcie wywiadu był odgłos uderzenia kolano w kolano, co od razu skłoniło go do odgwizdania jedenastki. Arbiter podkreślał, że ważnym czynnikiem w analizie zaistniałej sytuacji było oglądanie tego zagrania... bez odtworzenia akcji w zwolnionym tempie. Oglądając powtórkę w normalnej prędkości, obraz całego zdarzenia miał być najwyraźniej bardziej wiarygodny.
- Jeżeli kontakt jest kopnięciem, to nie ma znaczenia czy to było mocne czy mniej mocne. Jeśli idziemy kryteriami, to przy starciu dwóch zawodników ocenia się, kto jest pierwszy przy piłce - tu wygrał piłkarz Rakowa - i czy został trafiony przez rywala. I tu nie mam wątpliwości - powtórzę: było kolano w kolano, jeden z zawodników zagrywa piłkę, jest między nią a rywalem i zostaje kopnięty. Jeśli ktoś uważa, że nie powinienem odgwizdać karnego, to słucham jednego kryterium, dlaczego miałby to nie być rzut karny. Tylko to jest jeszcze ważne - by oglądać tę sytuację bez slow-motion. To wypacza prawdziwy obraz i może to wówczas wyglądać na lekkie, pomijalne dotknięcie, ale jak się obejrzy z normalnej kamery prowadzącej, ja nie mam wątpliwości, że uderzenie, kopnięcie jest i to wyraźne. Slow-motion czasem pomaga, na przykład przy odbiciu ręką, ale przy faulach usprawiedliwia zawodników i wypacza prawdziwy przebieg zdarzeń.
Szymon Marciniak relacjonował w rozmowie z Przemysławem Langierem, że piłkarz Lecha Poznań w rozmowie z nim tłumaczył, że zagranie, którego się dopuścił było całkowicie nieintencjonalne. Główny arbiter pozostawał jednak nieugięty, a rozmowa z sędziami VAR tylko utwierdziła go w tym, że szwedzki stoper sprokurował rzut karny.
- Przekonywał mnie, że on go nie widział, ale to przecież nie mój problem, tylko zawodnika. Zresztą wśród piłkarzy Lecha też nie było większych kontrowersji. Dwóch rozmawiało ze sobą po mojej decyzji, a od jednego z nich padło, że sto procent karny, bo nawet słyszał dźwięk kolana o kolano. Ja również słyszałem. Później jeszcze dostałem potwierdzenie z VAR. To nawet nie jest kontrowersyjna sytuacja, naprawdę - tłumaczył Szymon Marciniak.
Komentarze (0)