Sokół Kleczew vs Zagłębie Sosnowiec
Zespół z Kleczewa wchodził do Betclic 2. ligi jako rewelacja poprzednich rozgrywek w trzeciej lidze. Zespół z Wielkopolski zajął tam sensacyjne, pierwsze miejsce w tabeli grupy drugiej, a historię tego historycznego sukcesu pokazaliśmy TUTAJ. Zagłębie Sosnowiec nie należało do czołówki drugiej ligi w minionym sezonie, ale zdołało uplasować się na solidnej, dziewiątej lokacie w środku tabeli. Sokół Kleczew trafił zatem w teorii na optymalnego przeciwnika na początek historycznego sezonuPoczątek rywalizacji ułożył się dla gospodarzy najlepiej jak tylko mógł. Sokół wyszedł na prowadzenie już w 19. minucie, kiedy to po strzale Aleksandra Kubackiego, bramkarz Zagłębia - Kacper Siuta - wypuścił piłkę przed siebie na tyle niefortunnie, że trafiła ona pod nogi osamotnionego Dawida Retlewskiego. Napastnik zespołu z Kleczewa tej szansy nie zmarnował. Akcja bramkowa Sokoła dobrze pokazała, że goście z Sosnowca jeszcze nie byli zbyt dobrze zgrani w defensywie. Trener postawił w tamtym meczu na czterech, nowych zawodników w bloku obronnym, którzy w sobotę zagrali ze sobą wspólnie pierwszy raz.
Sokół strzelił pierwszy, ale to przyjezdni kontrolowali przebieg spotkania w pierwszej połowie. Częściej rozgrywali piłkę i częściej uderzali na bramkę, jednak golkiper gospodarzy - Sebastian Szabłowski - przez większość czasu był niepokonany. Determinacja Zagłębia ostatecznie popłaciła w 42. minucie, kiedy to Dawid Szot wykorzystał zamieszanie w polu karnym przy stałym fragmencie gry i zaskoczył bramkarza Sokoła. Tym samym gracz Sosnowca odkupił swoje winy po tym, gdy nie przypilnował Dawida Retlewskiego przy pierwszym golu dla rywali.
Po przerwie gra się bardziej wyrównała. Zespół Zagłębia już nie dominował w grze tak bardzo, a momentami to Sokół był bliższy odzyskania prowadzenia. W 76. minucie wydawało się, że wynik spotkania ponownie po dośrodkowaniu rozstrzygnie Dawid Retlewski, ale w decydującym momencie fatalnie skiksował. Niewykorzystana sytuacja zemściła się na Sokole Kleczew osiem minut później, gdy do siatki trafił wprowadzony na boisko na początku drugiej połowy Linus Ronnberg.
Strata gola podziałała na beniaminka Betclic 2. ligi jak płachta na byka. W ostatnich 10 minutach Sokół zdecydowanie przycisnął Zagłębie, które już tylko się broniło. Sosnowiczanie kilkukrotnie uciekali spod topora ofiarnie powstrzymując ataki gospodarzy w polu karnym. Zawodnicy z Kleczewa byli na tyle zdeterminowani, by zaskoczyć Kacpra Siutę, że w jednej z ostatnich akcji meczu piłkę w pole karne dośrodkowywał ich bramkarz, a ostatni strzał został oddany z przewrotki. Na nic się te wszystkie próby zdały i Sokół Kleczew zakończył inauguracyjny mecz porażką 1:2.
Unia Skierniewice vs Warta Poznań
Podobny przebieg zdarzeń miał miejsce tego samego dnia, ale w Skierniewicach. O 19:30 Warta Poznań podejmowała na wyjeździe lokalną Unię. Spadkowicz z Betclic 1. ligi przystępował do tego spotkania ze znacznie odmłodzoną kadrą, która przeszła gruntowną rewolucję po poprzednim sezonie. Skierniewiczanie wchodzili natomiast w ten sezon jako mistrzowie grupy pierwszej w Betclic 3. lidze.Warta Poznań pokazała jednak od samego początku, że jest w pełni zmotywowana do walki o powrót na zaplecze Ekstraklasy. Atakowała rywali agresywnie nawet mimo nisko ustawionego bloku defensywnego. Zespół Unii szukał sposobu na przedostatnie się pod pole karne Zielonych po ataku pozycyjnym, ale mieli z tym ogromne problemy. Ciągłe doskoki młodych graczy z Poznania oraz częste pojedynki fizyczne zupełnie wytrącały gospodarzy z rytmu.
Spadkowicz z Betclic 1. ligi w ataku natomiast stawiał na fenomenalnie dysponowanych skrzydłowych: Filipa Walusia i Kacpra Rychtera. To właśnie za sprawą kapitalnej, indywidualnej akcji tego drugiego gracza do siatki wreszcie trafił Michał Smoczyński, dając Warcie prowadzenie w 20. minucie. Sytuacja Skierniewiczan mocno się wtedy skomplikowała, bowiem ominięcie kompaktowej obrony poznaniaków było wyjątkowo trudnym wyzwaniem.
Problemy Zielonych zaczęły się dopiero po godzinie gry. Podopiecznym trenera Tokarczyka zaczynało brakować paliwa, a gra po ich stronie stawała się coraz bardziej chaotyczna. Dalekie wybicia, skutkujące łatwymi przechwytami Unii tylko napędzały akcje skierniewiczan, które skutecznie kruszyły głęboko ustawiony blok defensywny Warty. W końcu gospodarze dopięli swego za sprawą asysty Jendryka, który po brawurowym rajdzie w pole karne Zielonych, obsłużył błyskotliwym podaniem Kamila Sabiłło. Król strzelców grupy pierwszej Betclic 3. ligi się nie pomylił, a Warta straciła prowadzenie w najgorszym momencie, kiedy zaczynała gasnąć na boisku.
Trener Tokarczyk próbował ratować sytuację ofensywnymi zmianami, ale problemy Zielonych w rozegraniu uniemożliwiały ponowne wyjście na prowadzenie. To właśnie nieporozumienia w szeregach Warciarzy doprowadziły do straty gola na 1:2, kiedy Wojdakowski wykorzystał fatalną pomyłkę i pokonał Leo Przybylaka na kwadrans przed końcem meczu. Wtedy role się odwróciły i to Warta musiała znaleźć sposób na pokonanie głęboko ustawionych zasieków obronnych rywali.
Liczne dośrodkowania w pole karne okazały się jednak niewystarczające, by doprowadzić choćby do remisu i tym sposobem podopieczni Macieja Tokarczyka po niezłej pierwszej połowie, dali się ostatecznie pokonać w drugiej. W grze Warty Poznań widać było jednak mimo wszystko progres względem końcówki poprzedniego sezonu w Betclic 1. lidze.
Świt Szczecin vs KKS Kalisz
Spośród wielkopolskich drużyn najlepiej na inaugurację zaprezentowała się ekipa KKS-u Kalisz, która w zeszłym sezonie była bliska wejścia do Betclic 1. ligi. Niestety w barażach musiała uznać wyższość Wieczystej Kraków i to właśnie ona zajęła miejsce wielkopolan na zapleczu Ekstraklasy. Na inaugurację kolejnego sezonu KKS musiał się zmierzyć z inną drużyną, której nie powiodło się w barażach - Świtem Szczecin. Zajął on piąte miejsce na koniec sezonu tuż przed drużyną trenera Michała Gościniaka.Pierwsza część spotkania rzeczywiście była odzwierciedleniem zaciekłej rywalizacji, jaką oba zespoły prowadziły ze sobą w zeszłym sezonie. Choć przewaga leżała delikatnie po stronie Świtu, żadna z drużyn nie potrafiła przełożyć swoich sytuacji na gole. Na przerwę jedni i drudzy schodzili przy wyniku 0:0, a kibice otrzymali zapowiedź bardzo ciekawej drugiej części spotkania. Oba zespoły były bardzo ofensywnie nastawione i tylko świetna dyspozycja golkiperów utrzymywała status quo.
Po wznowieniu gry, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki KKS Kalisz natychmiast zintensyfikował swoje ataki i przejął kontrolę nad spotkaniem. Zdezorientowany zespół Świtu zaczął uginać się pod naporem wielkopolan, którzy raz za razem oddawali kolejne strzały na bramkę Jakuba Rajczykowskiego. Pierwszy do siatki w 52. minucie trafił Bartłomiej Putno, wykorzystując szybkie rozegranie pod polem karnym. Wydawać się mogło, że strata bramki pobudzi do walki piłkarzy Świtu, ale zaledwie 10 minut później Karol Danielak pokonał Rajczykowskiego pięknym strzałem z półobrotu.
Fatalną drugą połowę w wykonaniu Świtu Szczecin zakończyła kuriozalna bramka samobójcza autorstwa Kacpra Wojdaka. Zawodnik gospodarzy zagrał piłkę na tyle niefortunnie, że przelobował Jakub Rajczykowskiego po tym, gdy bramkarz... podał mu piłkę! KKS Kalisz zdominował Świt Szczecin na ich terenie nie pozwalając im praktycznie na cokolwiek w ofensywie w drugiej połowie. Wielkopolanie nałożyli wysoki pressing na rywali, a ostatnie 45 minut wyglądało jakby goście walczyli na boisku o coś znacznie więcej niż tylko punkty. Zwycięstwo kaliszan 3:0 było drugim najwyższym wynikiem w pierwszej kolejce Betclic 2. ligi.
Komentarze (0)