Michał Bondyra: Dziewczyny lubią brąz, ale ty też chyba.
Krzysztof Apolinarski: No tak. W czerwcu brązowy medal w Pucharze Polski z Wartą Poznań Blind, a teraz znowu trzecie miejsce, tyle że z Polską w Indiach.
A w Blind Footballu jesteś od ledwie kilku lat. Początek wymarzony.
Zgadza się. Do piłki dla osób niewidomych i niedowidzących namówił mnie Mikołaj Nowacki, mój wychowanek, z którym… kiedyś służyłem przy ołtarzu. Prowadziłem wtedy trening z jedną z bramkarek Polonii Poznań na osiedlowym orliku, a on do mnie podszedł z propozycją gry… we Wrocławiu. Spakowałem się i pojechałem. Przychodzę na trening i mówię: „Boże jak oni mają pod górkę!” A jak zaczęli się ruszać z piłką przy nodze, to mnie zamurowało!
Bo w Blind Footballu zawodnicy z pola są niewidomi, a bramkarze – widzą.
Dlatego piłka ma umocowane grzechotki, żeby można było ją zlokalizować. Jak nią oberwiesz, to strasznie boli. Kiedyś, gdy grałem w Śląsku, w finale Pucharu Polski zawodnik krakowskiej Wisły tak strzelił, że złamał mi nos.
Kontuzja nosa, to było nic w porównaniu do tego, co przeżyłeś, gdy byłeś w ligowej piłce, jako zmiennik najpierw Kazimierza Sidorczuka, a potem Jarosława Bako w mistrzowskim Lechu, no i jako golkiper w poznańskiej Warcie.
Kontuzje zakończyły moją karierę. Prawą rękę miałem złamaną trzy razy w tym samym miejscu. Ostatnim razem, gdy w meczu z Cracovią krakowski napastnik zrobił mi „sanki”, definitywnie zakończył granie na najwyższym poziomie. Rękę do dziś mam mniej sprawną.
Zakończył granie w piłce nożnej, otworzył po latach w Blind Footballu.
Po grze w Śląsku Blind trafiłem do reprezentacji i udało mi się w paru meczach dla Polski pobronić i zaśpiewać hymn. Debiutu ze Szwajcarią, zakończonego 8:0 dla nas, nie zapomnę nigdy.
Robert Kaczmarek – bramkarz Warty Blind i golkiper kadry też pewnie nie zapomni turnieju w Kochi.
– Zastąpił w pierwszym składzie Krzyśka Bednarkiewicza, który nie mógł pojechać do Indii i zrobił to świetnie. Na turnieju bronił wręcz w niewyobrażalnych sytuacjach.
Roberta poznałem kilka lat temu, gdy w Dopiewie trenowałem bramkarzy. Gdy skończyłem bronić w Blind, namówiłem go na grę w Warcie. Teraz zagrał jako ten pierwszy w kadrze. Okazało się to dobrym posunięciem, bo zagrał bardzo pewnie, no i ma silniejszą psychikę niż ja.
Psychika i Blind Football to dwa pojęcia, które się często przecinają.
Ludzie, którzy tracą wzrok, mają usuwane gałki oczne, cierpią nie tylko fizycznie, ale przede wszystkich psychicznie. Mają kruchą psychikę i bardzo łatwo można ich skrzywdzić.
Ty tę empatię masz w genach.
Wrażliwości nauczyła mnie wiara w Boga i to co sam przeszedłem. Śmieję się, że trener w piłce niewidomych doradza nie tylko w kwestiach sportowych, ale i życiowych. Musisz być i pedagogiem i psychologiem, czasem ojcem i przyjacielem.
Jak w rodzinie.
Bo my tworzymy taką rodzinę.
Ważne było to szczególnie w Indiach.
Tak. Sama podróż do Kochi trwała ponad trzydzieści godzin. Wracaliśmy jeszcze dłużej, bo ponad dwa dni! Wtedy wraz z Mikołajem Nowackim mieliśmy pod opieką ośmiu niewidomych. Było trochę, jak z dziećmi: musiałeś wszystkiego dopilnować. Nawet przeprowadzać przez ulicę, bo w Indiach zasady ruchu drogowego nie obowiązują. Musisz wejść na jezdnię i nie dać się przejechać. A krawężniki sięgały kolan!
Ekstremalne warunki dla widzących, a co dopiero dla niewidomych!
Tak, ale mieliśmy też trochę śmiechu. Bo stres najlepiej rozładować żartem. Pewnego razu dosypaliśmy do jedzenia Patrykowi Iksowi (też z Warty) papryczki chilli. Musiałbyś widzieć jego reakcję (śmiech).
Grubo.
Zabawną sytuację mieliśmy też z jednym Indonezyjczykiem, który chodził w koszulce Barcelony z nazwiskiem Roberta Lewandowskiego na plecach. Widząc nas w strojach narodowych z orzełkiem, pytał czy przyleciał z nami „Lewy”. Mikołaj zażartował, że mieszka piętro wyżej.
Uwierzył?
Początkowo tak, bo był na każdym naszym meczu. Po turnieju podarowaliśmy mu dwie koszulki z naszymi podpisami.
Turniej, w którym zajęliście trzecie miejsce, a w którym sam udział był dla was marzeniem.
Dostaliśmy się na niego, bo zajęliśmy 7. miejsce w Mistrzostwach Europy. Puchar interkontynentalny to takie mistrzostwa świata drugiej dywizji – dla zespołów z miejsc 5-6 z danego kontynentu. A że Anglia organizowała mistrzostwa, do Indii zaproszono też nas.
Przed wyjazdem mówiłeś mi, że marzysz o byciu w czwórce.
A my tam napisaliśmy historię i zajęliśmy 3 miejsce! Mecz o podium z Koreą Południową był świetny. Bałem się tylko, żeby brutalnie grający rywale nie poturbowali naszych chłopaków. Jeden z nich wjechał „sankami” w Roberta, ale na szczęście nic mu się nie stało.
A tobie od razu przypomniała się sytuacja z Cracovią.
Tak.
Mecz z Koreą był waszym najlepszym?
Z wygranych obok meczu z Grekami, który dawał nam awans z grupy – tak. Ale super zagraliśmy też z wicemistrzami Pucharu – Kostarykańczykami. Gdybyśmy byli bardziej skuteczni nie skończyłoby się na 1:3.
Półfinał z Chile – zdobywcami Pucharu, przegraliście wysoko, ale pisałeś mi, że to zupełnie inna bajka.
Trzeba było zobaczyć, jak oni grają! Pierwszy raz „na żywo” widziałem, jak niewidomy gość w pełnym biegu strzela z krzyżaka! Ci chłopacy, to była inna półka. Codziennie trenują, grają zawodowo w lidze brazylijskiej. Utrzymują się Blind Footballu!
A u nas jest tylko 5 drużyn i Puchar Polski.
Od marca ruszamy z ligą. Tylko przez regularne granie jesteśmy w stanie dalej się rozwijać.
W przyszłym roku będzie tylko liga?
Nie. IBSA – światowa federacja niewidomych organizuje międzynarodowy turniej w Ameryce Południowej, na który jesteśmy zaproszeni. Będą też mecze kontrolne, a za dwa lata mistrzostwa Europy.
To obyście na nich też zdobyli brąz.
To by było coś! No i pojechalibyśmy na mistrzostwa świata!
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.