Przypadek naszej kanadyjkarki nie jest już rozpatrywany jako stosowanie dopingu, a zaniedbanie w kwestii przestrzegania przepisów antydopingowych. Pomimo że udało się udowodnić, że zakazny steryd - clostebol - znalazł się w jej organizmie na skutek użycia aerozolu leczniczego dla jej psa, zawieszenie pozostało w mocy. Jak poinformował trener Doroty Borowskiej, Mariusz Szałkowski - diabeł tkwi w szczegółach przepisów Międzynarodowej Federacji Kajakowej (ICF), w których nie ma zapisu, który pozwalałby na uchylenie zawieszenia ze względu na "inne źródło" pochodzenia substancji niedozwolonej niż zanieczyszczona odżywka bądź zanieczyszczenie środowiska - w tym przypadku psa. Takie zapisy mają natomiast regulaminy m.in. federacji lekkoatletycznych czy tenisowych. W efekcie zawieszenie pozostaje w mocy.
To jest wielka niesprawiedliwość i brak empatii oraz zrozumienia, co może człowiekowi się przydarzyć. Mając tyle dokumentów, ekspertyz, potwierdzeń na temat źródła tej substancji podjęto tak krzywdzącą decyzję. Nigdy się z tym nie pogodzę
- powiedział w rozmowie ze Sportowym Poznaniem trener Szałkowski.
Czwartkowa rozprawa dotyczyła jedynie kwestii zawieszenia za zaniedbanie zawodniczki. Ostatnią, niewielką deską ratunku jest zgoda Trybunału Arbitrażowego ds. Sportu na przyspieszenie przesłuchania, o której wnosi adwokat zawodniczki. Musiałoby ono nastąpić nie później niż 3 sierpnia, a deczyja musiałaby zapaść nie później niż 4 sierpnia. Borowska mogłaby wówczas liczyć na uniewinnienie bądź najłagodniejszy wymiar kary przy uznaniu winy zaniedbania - wyłącznie naganę, bez dyskwalifikacji.
Jak wskazuje trener Szałkowski, jest to sytuacja bez precedenu - nigdy bowiem na żadnym ze szkoleń antydopingowych nie uprzedzano zawodników, że środek zakazany może się dostać do organizmu sportowca poprzez kontakt z leczonym zwierzęciem.
Przypomnijmy - 15 lipca, w dniu ogłoszenia przez PKOl składu Polskiej Reprezentacji Olimpijskiej, do Polskiego Związku Kajakowego dotarła informacja, że w organizmie Doroty Borowskiej wykryto clostebol - środek znajdujący się na liście zakazanych substancji dopingowych. Kanadyjkarka Posnanii mówiła nam, że zarówno dla niej, jak i trenera Mariusza Szałkowskiego to był szok:
Poczułam się jak w Matrixie. Jakby w koszmarnym śnie. Tyle, że po chwili rozdzwoniły się telefony. Wiedziałam, że to nie jest sen. Pomyślałam, że chyba lepiej, jakby przejechał mnie samochód i złamania wykluczyły mnie ze startu niż informacja, że jestem dopingowiczką. Świat się załamał. Z jednej strony chciałam krzyczeć z bezsilności, z drugiej wiedziałam, że jestem niewinna. Dlatego między jednym napadem płaczu, a drugim zaczęłam szukać informacji o tym niedozwolonym środku i zaczęłam analizować, jak mógł dostać się do mojego organizmu. Wiedziałam przecież, że ja niczego nie zażywałam.
AKTUALIZACJA: Wobec zaistniałej sytuacji Dorota Borowska opublikowała w mediach społecznościowych krótką notkę:
Dziękuję wszystkim, którzy są.Przepraszam za to, że zawiodłam.Pomimo, że od zawsze dbałam, aby wszystko, co piję i jem, było bezpieczne, tego nie byłam w stanie przewidzieć. Nikt normalny nie byłby w stanie.Proszę - zanim osądzicie, zastanówcie się, czy macie takie prawo.Zastanówcie się, jakbyście się czuli, jak jeden błąd niszczy wasze, a nawet życie kilku osób.Ja postaram się, wytrzymać jeszcze chwilę.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.