Czy to była dla ciebie niespodzianka, że wystartowałeś w sztafecie 4x400 m na igrzyskach w Paryżu?
Szczerze? Pół roku temu nie pomyślałbym o tym, że będę w pierwszej czwórce w kraju. Moim celem było załapanie się do pierwszej ósemki. Chiałem pojechać, doświadczyć tego, zobaczyć i nie myślałem o tym, że będę biegał. Ale nagle zacząłem poprawiać swoje rekordy życiowe o 0,7-0,8 sekundy, przeskoczyłem na zupełnie inny poziom biegowy i okazało się, że to ja jestem w czołowej czwórce i będę reprezentował Polskę w olimpijskiej sztafecie.
A gdy byłeś w wieku, w któym są uczestnicy dzisiejszych zawodów - myślałeś o tym, że pojedziesz na igrzyska olimpijskie i wystartujesz w nich?
Nie! Cztery, pięć lat temu jak zaczynałem trenować, w ogóle nie myślałem, że będę na takich imprezach, jak mistrzostwa Polski. Dla mnie to był szok, jak jechałem na mistrzostwa Polski, zdobywałem swój pierwszy medal - to było dla mnie coś wielkiego, coś jakby niemożliwego. Wtedy w ogóle o tym nie myślałem, o imprezach międzynarodowych, o igrzyskach olimpijskich.
Skoro nie igrzyska olimpijskie, to co przyciągnęło cię do sportu? Co sprawiło, że zacząłeś trenować?
Takie same zawody lekkoatletyczne, jak te. Ja wystartowałem w skoku w dal i trójskoku - to były moje pierwsze konkurencje, do których zgłosił mnie trener od piłki nożnej, w którą grałem. Szczerze mówiąc - nawet nie wiem, dlaczego te akurat konkurencje, bo ani ich nie trenowałem, ani nie miałem żadnego doświadczenia. Ale pojechałem, wystartowałem, zająłem drugie miejsce, bez jakiegokolwiek doświadczenia. Podszedł do mnie wtedy trener Tomasz Saska i zapytał, od kiedy trenuję. Ja powiedziałem, że to moje pierwsze zawody, że nie wiedziałem w ogóle, jak ustawić rozbieg. Powiedział, że widzi we mnie potencjał i zaprosił mnie do siebie na treningi.
Jak przeskoczyłeś ze skoku w dal i trójskoku do 400 m?
To też ciekawa historia. Zaczęło się od tego, że robiliśmy dużo elementów skocznościowych do trójskoku i moje stawy, kostki i piszczele były strasznie obciążone, co uniemożliwiało mi robienie treningów. Żeby "coś" robić, wdrażaliśmy powoli bieganie - najpierw od 400 m przez płotki, tam też nie czułem się za dobrze, komfortowo, nie sprawiało mi to radości. A strasznie duży progres zacząłem robić na krótkich odcinkach - 200-, 300-metrówych. I stwierdziliśmy, że jeżeli tu jest dobrze, to pójdziemy w tę stronę.
I decyzja okazała się słuszna. Czy teraz tą historią będziesz starał się zarażać młodzież? Teraz biegają dziewczynki na 60 metrów, a może któraś z nich za ileś lat będzie na igrzyskach startować w innej konkurencji albo innej dyscyplinie.
Tak, to prawda. Dlatego tutaj jesteśmy. Chcemy pokazywać tej młodzieży, że my też zaczynaliśmy, tak jak oni, też jak byliśmy tacy mali sport był gdzieś wdrażany, jest ważnym elementem w naszym życiu. Chcemy pokazać, że oni też mogą zostać wielkimi sportowcami i cieszymy się, że możemy reprezentować nasz sport.
Patrząc na dzieci wiemy, że mają dziś różne "rozpraszacze", inne zainteresowania niż sport. Jak ich przyciągnąć w ogóle na takie zawody, a nawet nie myśleć o dalszej karierze?
W szkołach powinny być organizowane takie nabory. Żeby WF-iści przede wszystkim wpajali ten sport dzieciom, żeby je angażować, przyciągać, zachęcać przede wszystkim do uprawiania sportu. Tutaj też jest około 500 dzieci, więc spore grono i cieszymy się, że możemy im to wszystko pokazywać.
rozmawiał Wojciech Nowakowski
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.